2020_07_18_fundacja_Alergia_052_male

Inny świat nie zawsze taki lekki

Dawno nie czułam się już tak zmęczona, sfrustrowana i po prostu zła.

Okres letni kusi, szczególnie w mieście, gdzie na co drugim rogu stoi budka z lodami. Ciężko w niej uzyskać skład i wykaz alergenów (choć mamy do tego pełne prawo), a nawet jeśli po zablokowaniu kolejki uda się to zrobić, nigdy nie mamy pewności, że lody te nie są zanieczyszczone tym, na co uczulony jest nasz alergik. Pozostałości znajdujące się na łyżce użytej do nałożenia innego smaku mogą być wystarczającą ilością do wywołania wstrząsu anafilaktycznego. Przypadkowe spotkania z innymi dziećmi na placach zabaw też do łatwych nie należą.

Przeczytaj także: Jesteś świadkiem wstrząsu – reaguj natychmiast!

W tym wszystkim są one – nasze dzieci, kilkulatki. Ciekawe, żądne przygód i nowych smaków. Tego, co kolorowe, i dostępne od ręki. „Bo dlaczego ja nie mogę, skoro jedzą wszyscy?” Czemu nigdy mi nie pozwalasz?” A my już po prostu nie mamy siły po raz kolejny cierpliwie tłumaczyć, dlaczego jemy domowe lody, ciasta, a nie pójdziemy do kawiarenki, tak jak rówieśnicy.

Przez chwilę każda z nas chciałaby poczuć się normalnie i zwyczajnie. Od czasu do czasu kupić to, co powszechnie dostępne. Wpaść na kawę i lody. Pójść do restauracji, zamówić (a nie piec) ciasto. Po prostu pobyć, celebrować wspólny czas, a nie stać „przy garach”. Nie nosić toreb, choć nasze są cudne, wypakowanych po brzegi jedzeniem, na każdą ewentualność.

Nie chcemy za każdym razem sprawdzać składu produktu, którym częstowane jest nasze dziecko (a składy batonów też się zmieniają!!), a przy tym znosić te pytające spojrzenia czy wręcz kąśliwe uwagi „co ta matka wymyśla”, powariowali, cukierka dziecku nie dadzą, ani czekolady”.

Przy alergiach naszych dzieci, nie dość, że silnych i na wiele pokarmów codzienność bywa trudna. Trudne i pełne wyrzutów sumienia jest też jedzenie przez nas samych po kątach. Żadna z nas nie będzie zaklinać rzeczywistości, twierdząc, że to się nie zdarza. Z jedzeniem ma to niewiele wspólnego, raczej z łykaniem, nerwowym, by nie zostać przyłapanym na gorącym uczynku. Kiedy stosunkowo jeszcze nie tak dawno same nie miałyśmy żadnych ograniczeń w diecie, obecne wyłączenia nie raz dają w kość. I w momentach gorszych, kiedy mamy mniej zasobów na radzenie sobie z codziennością, świadomość, że jemy zdrowo, nie zawsze wystarcza.

Wówczas jest złość, smutek i frustracja, a w tym wszystkim trzeba znaleźć siłę, bo to nie nam jest najtrudniej. To nie my słyszymy, “tego nie możesz, bo zawiera mleko, jajko, orzechy etc.” , “zrobimy w domu, będzie na pewno smaczne”. To nie my patrzymy na rówieśników wcinających różne kolorowe “przysmaki”. To nie my mamy inną drogę, która tak naprawdę dopiero się zaczyna… a naszą rolą w tej inności jest oswajanie tego, co niezwyczajne i budowanie poczucia wartości naszych małych alergików.

Możliwość komentowania została wyłączona.