syn i ojciec ćwiczą aikido w parku

Jak ty to robisz?

Bardzo często słyszę od znajomych pytanie “Jak ty to robisz? Dwoje dzieci z taaaakimi alergiami, przecież to trzeba się zwolnić i cały dzień w garach stać!” Nie, nie trzeba. Zawsze byłam dobrze zorganizowana, już w podstawówce mama kupowała mi kalendarze i namawiała do przygotowywania sobie list “do zrobienia”. Kiedy po urlopie macierzyńskim i rocznej dziekance wracałam na aplikację (co tydzień dojeżdżałam z Warszawy do Bydgoszczy na 2 dni) musiałam znaleźć z moim mężem narzędzie do wspólnego ustalania terminów. W ten sposób zaczęliśmy korzystać z kalendarza Google – ja wpisywałam terminy zjazdów, wizyt u lekarza, zaplanowanych wyjazdów do dziadków, a on terminy swoich spotkań i treningów. To mega wygodne rozwiązanie, stosujemy je już prawie 10 lat! Kalendarz aktualizuje się na bieżąco, więc nie trzeba dzwonić do drugiej osoby i pytać czy ma coś w tym terminie – kto nie wpisał, ten gapa 😉

Ale lista zakupów jeszcze przez wiele lat miała formę 60k zeszytu w kratkę 😉 Przez cały tydzień, gdy coś się kończyło, wpisywaliśmy do zeszytu i z zeszytem jeździliśmy na zakupy. Jednak gdy w drugiej ciąży straciłam mobilność, zaskakująco wzorsła liczba telefonów i wysłanych smsów wykonywanych podczas zakupów. Wtedy przerzuciliśmy się na aplikację Evernote – tworzymy w niej notatkę z listą zakupów, udostępniamy sobie w aplikacji i pracujemy nad nią z różnych miejsc. Wielokrotnie uzupełniałam ją, gdy mój mąż był już w drodze po zakupy! Zaznaczasz checkboxy i widzisz, czego jeszcze brakuje, a potem można wszystkie odznaczyć i powstaje gotowa lista na kolejne zakupy (zawsze są na niej stałe punkty, nie trzeba przepisywać).

Istotnym elementem organizacyjnym jest dobre planowanie. Pisałam o tym w zeszłym roku, możecie sobie poczytać o tutaj i pobrać bezpłatne planery.

Jednym z kluczowych punktów planowania są posiłki. Kiedy w domu występuje alergia m. in. na białko mleka krowiego, białko jaja i soję, ciężko znaleźć gotowe danie, które będzie można zjeść na mieście lub kupić zamrożone i podgrzać w domu. W naszym przypadku są to tylko frytki i hosomaki z ogórka lub awokado. Feeria smaków można by rzec…

W domu od wielu lat piekę chleb, mięso na kanapki, zaprawiam pasztet w słoikach, suszę jabłka i pomidory, a w ostatnim sezonie nawet śliwki. Przede wszystkim jednak – zamrażam gotowe obiady. Głównie wszelkiego rodzaju kluski i pierogi – ich przygotowanie jest czasochłonne, ale ugotowanie zamrożonych zajmuje 5 minut!

Gdy w tym tygodniu znowu zapytano mnie “Jak ty to robisz?” pomyślałam, że zrobię dla wszystkich ciekawskich fotorelację z dnia w kuchni. Oczywiście takich akcji nie przeprowadzam w ciągu tygodnia, a jedynie w weekendy, ale ciężko nazwać 3-4 godzinny maraton w kuchni “dniem wolnym” 😀

Gotowi?

Po pierwsze – plan

Zaplanowałam, że ugotuję pierogi z farszem kujawskim, czyli gotowane ziemniaki + kiszona kapusta + smażona cebula.

Po drugie – strategia

Skoro muszę ugotować ziemniaki, to najzdrowsze będą na parze. Gotowanie na parze to czysty zysk – mniej wody, mniej prądu na jej podgrzanie, a garnek można wykorzystać do dalszego gotowania bez mycia, bo w końcu to tylko woda!

Skoro już gotuję ziemniaki na parze, to dorzucę jeszcze 3 machewki i zrobię “ser z ziemniaka”. Zgodnie z przepisem do “sera z ziemniaka” dodaje się wodę z gotowania warzyw! Pozostałą wodą zalałam blender, żeby się odmoczył przed myciem (zmywanie na końcu, nie w trakcie!).

Cała woda z gotowania, a było jej niecałe 2 szklanki, została powtórnie wykorzystana!

Po trzecie – realizacja

Ugotowane ziemniaki posłużyły do zrobienia dwóch dań. Te do pierogów musiały ostygnąć, więc po prostu przełożyłam je do miski, a te do “sera” zblendowałam na gładką masę z marchewką (3 ziemniaki, 3 marchewki, 2 łyżki płatków drożdżowych, pół łyżeczki soli, pół łyżeczki wędzonej słodkiej papryki, 2 łyżki oleju, woda z gotowania warzyw – można zacząć od połowy szklanki i ewentualnie dolewać, aż konsystencja blendowanej potrawy zrobi się gładka). Zastosowanie “sera z ziemniaka”:

  • do smarowania kanapek
  • dip do słupków warzywnych, a nawet do nachos
  • sos beszamelowy do lasagne / zapiekanego kalafiora
  • sos “serowy” do makaronu

Jest fit, vegan, lokalnie, roślinnie, szybko i tanio. Długo mam was jeszcze namawiać? 😀

Zanim pyry ostygły (Wielkopolska pozdrawia 😉 ) poszłam z mężem i psem na 2 godzinny spacer po lesie, bo przecież skoro dzień wolny, to trzeba odpocząć (dzieci u babci, a ja i tak w garach 🤣). A ja najbardziej lubię wędrówki! Wiecie, że w Finlandii spacery po lesie są przepisywane na receptę? Przeczytacie o tym o tutaj. Pies się ubłocił, więc trzeba go było jeszcze wykąpać i wyczesać 😉

Wracamy do pierogów. Kapustę kiszoną o objętości na oko drugie tyle co ziemniaków zalałam szklanką wody i gotowałam przez jakieś pół godziny (w tym samym garnku, co wcześniej służył do gotowania na parze). Obrałam 3 cebule, 3 ząbki czosnku i podsmażyłam na polanej olejem patelni, doprawiając solą, pieprzem ziołowym i majerankiem. Odcedziłam kapustę, wymieszałam z cebulą i ziemniakami i przekręciłam wszystko przez maszynkę do mielenia mięsa.

Teraz moje ulubione usprawnienie w kuchni – ciasto na pierogi. Moja babcia zagniata je w całości ręcznie. Ja po pierwsze nie mam tyle pary w rękach co ona, a po drugie ona używa do tego gorącej wody z czajnika. Brrr… W ten sposób wymyśliłam kiedyś i do dzisiaj praktykuję, że wszystkie składniki mieszam mikserem z obrotową misą (pół szklanki prawie wrzątku, do tego półtorej szklanki mąki, płaska łyżeczka soli, 3 łyżki oleju). Samo się robi, a ja mam o pół godziny skrócony czas pracy.

Usprawnienie najnowsze – pierogi wykrajam radełkiem, a nie kubkiem! Po pierwsze im bardziej gorące ciasto, tym bardziej miękkie. Po drugie ponowne zagniatanie resztek jest dość męczące (tu już robot nie pomoże) i wymaga dosypywania kolejnych porcji mąki, przez co ciasto staje się bardziej twarde. I w reszcie – zrobienie 25 kwadratów to tylko 4 ruchy ręką, a nie 25 wierci-kółek 🤣 Dla tych, co zamrażają, jest jeszcze jeden bonus – do pudełek zmieści się zdecydowanie więcej prostokątów.

Zostało mi trochę ciasta pierogowego, ale skończył się już farsz, więc zrobiłam makaron. Ciasto rozwałkowałam cienko, posypałam mąką z obu stron (na zdjęciu jest za mało, później jeszcze więcej dosypałam – dzięki czemu nitki szybko się rozdzieliły) i pocięłam nożem. 2 dni schnięcia i domowy makaron gotowy!

Cała akcja z farszem, pierogami (bez przygotowywania ziemniaków, za to z ugotowaniem, podsmażeniem i zjedzeniem porcji pierogów dla 2 osób) i makaronem zajęła mi 3 godziny. Mam zamrożone 3 jednolitrowe pojemniki po lodach wypełnione pierogami, co daje mi 4 obiady w niecałe 3 godziny. Do tego ser z ziemniaka o wielu zastosowaniach na cały tydzień i domowy makaron do zupy. No i sprzątam tylko raz!

Możliwość komentowania została wyłączona.