Ach, co to były za intensywne tygodnie! Aż chciałoby się usiąść, a najlepiej położyć i odpocząć.
Właśnie złożyłyśmy wniosek w konkursie dot. działania na rzecz różnorodności społecznej i przeciwdziałaniu wykluczeniu. Trzymajcie kciuki!
Czym jest dla nas wykluczenie? Czy w ogóle się z nim spotykamy? Czy takie rodziny jak nasze spotykają się ze stygmatyzacją z powodu alergii?
Pamiętam, jak rok temu odbyłam pielgrzymkę po Warszawie w celu znalezienia przedszkola. I nie – powodem wędrówki bynajmniej nie były wygórowane oczekiwania odnośnie kadry ani stosowanych metod opiekuńczo-wychowawczych – ale poczucie pewności, że moje dziecko będzie tam bezpieczne. Bezpieczne nie tylko w tym najprostszym, powszechnym ujęciu troski każdego rodzica o własne dziecko, ale w kontekście alergii, na które choruje. Alergii, która już raz doprowadziła do anafilaksji.
Czytaj więcej: Lęk rodzica przed wstrząsem anafilaktycznym u dziecka. Jak sobie pomóc?
Chciałam mieć pewność, że kadra będzie przeszkolona i w razie reakcji anafilaktycznej podejmie właściwe decyzje. Chciałam mieć poczucie, że w sytuacji zagrożenia pracownicy właściwie odczytają, a przede wszystkim zauważą sygnały reakcji alergicznej, że mogę liczyć na współpracę i moje pytania nie pozostaną bez odpowiedzi (tu naprawdę pewne szczegóły mają znaczenie, by wyłapać ewentualne czynniki, które pogarszają samopoczucie / stan skóry dziecka czy opóźnione reakcje, będące powodem np. problemów z oddychaniem).
Chciałam mieć też poczucie, że jest to miejsce pełne empatii, zrozumienia, wrażliwości i poszanowania inności, że nigdy nie zdarzy się sytuacja, w której osobno przy swoim stoliku będzie jadło „ubogie” jedzenie lub patrzyło, jak rówieśnicy wcinają swoje kolorowe przekąski. Łatwo nie było. W jednym z przedszkoli oznajmiono mi, że kuchnia nie dostosuje się do takich wymagań, a ja nie mogę przynosić własnych posiłków „bo mamy [przedszkole] sanepid na głowie!”, w drugim pani dyrektor z politowaniem oznajmiła, że strasszzzznie nam współczuje i zapytała, jak szybko dojadę, by podać dziecku adrenalinę? W kolejnym w ogóle nie widzieli problemów w alergii dziecka, radośnie oznajmiając, że jest bezpiecznie, podczas gdy na adaptacji okazało się, że często mają szwedzki stół, a dzieci nierzadko mylą swoje szklanki i zupy. Takie kwiatki, bynajmniej nie wiosenne. A to „tylko” przedszkole.
Do tego mamy restauracje i w większości brak wiedzy personelu nt. wykazu składników i alergenów lub błędne ich prowadzenie albo wręcz odmowa podania (tajemnica handlowa), lodziarnie i piekarnie twierdzące, że u nich “wszystko jest bezpieczne”, przedszkolne cateringi i kuchnie, gdzie “troszkę nie zaszkodzi”) czy wreszcie spotkania w gronie rodziny, znajomych czy rówieśników („to, jak z tymi alergiami?”, “to co Wy jecie?”, i “czy już minęło?”).
Większość z Was pewnie ucieszyła się z otwartych (wczoraj) ogródków restauracyjnych. Dla nas obostrzenia się nie zmieniły – nadal nie możemy zjeść w restauracji (ani zamówić na wynos), wyskoczyć do kawiarni ani lodziarni i dopóki nie zmieni się w tym zakresie świadomość społeczna, “nasze ograniczenia” trwać będą nadal.